Koniec roku i początek nowego, to czas jaki mogłam smakować w oderwaniu, od dotychczasowej rzeczywistości. Wszystko inne. Miejsce, rytm dnia, widoki za oknem, kubek do kawy, pogoda. Tylko najbliżsi ci sami. Najważniejsi. Przeniesiona ze świata pełnego aktywności i zabiegania, nagle nic nie muszę, nigdzie się nie spieszę, do nikogo nie dwonię. Pierwsza myśl, nie dam rady, już tęsknię, przebukuję bilet, co będę robić... Tak jest przez pierwszy tydzień. W drugim, zaczynam delektować się nicnierobieniem. Trzeci, mija całkiem spokojnie, chociaż widzę pierwsze oznaki ożywienia i zadziwiającą kreatywność. Czuję się nasycona rodzinnym ciepłem i wypełniona nową energią. Czas wracać...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz