wtorek, 28 lutego 2012

Podobno już są!

Podobno przyleciał już pierwszy bocian. To dziwne, bo zawsze przylatują pod koniec marca. Może w tym roku wiosna będzie naprawdę szybko? Bociany mogą coś o tym wiedzieć. Są takie mądre. Przemierzają co roku tysiące kilometrów i wracają do swoich gniazd. Szukają partnerów, aby założyć bocianią rodzinę. W wielkich, wyścielonych słomą i patyczkami gniazdach, składają jaja. Sprawiedliwie przez wiele dni, na zmianę ogrzewają je i cierpliwie czekają na  pisklęta. Kiedy już małe pojawią się na świecie, muszą się nieźle natrudzić, aby wykarmić głodomory. Potem jeszcze tylko nauka latania i czas powrotu do ciepłych krajów. Dla mnie bociany, są początkiem budzenia się do życia przyrody, kiedy przylatują i zapowiedzią jesieni, kiedy opuszczają swoje gniazda. Symbolem początku i końca. Powtarzalności, ale też  przemijania. Lubię kiedy przylatują. Szkoda tylko, że "ciąża" u bocianów trwa tak krótko....

Co musiałoby się stać?

Deszcz i szarość za oknem nastroiły mnie nostalgicznie. Zatęskniłam za słodkim zapachem obcego lądu, słońcem od rana do wieczora i niebieskim, bezchmurnym niebem. Zatęskniłam za radością naszych "bankrutujących", południowych sąsiadów. Bawią się poprzebierani w kolorowe stroje. Śmieją i tańczą, jak rozbawione dzieci, nic sobie nie robiąc z kryzysów i  gróźb. Pewnie o ich kryzysie,  to my wiemy więcej niż oni.  Pomyślałam o nas. Najlepsi w unii, najwyższe wskaźniki, ale na twarzach nie widać radości. Powaga, smutek, niezadowolenie, zazdrość, szarość i przeszłość. Zamartwianie się, powściągliwe okazywanie radości, tyle nam wolno, tyle możemy. Jak grzeczne dzieci, słuchające rodziców wyznaczających zakazy i nakazy, nie wierzymy w siebie, wciąż czujemy się gorsi, niedoskonali. Wyobraziłam sobie kolorowy, poprzebierany tłum przemierzający ulice naszych miast. Hmm. Tak, nie pasujemy do takich zabaw. To nam nie przystoi. Nam nie. Ciekawe, co musiałoby się stać, aby nasz "karcący rodzic" pozwolił sobie na więcej "dziecka spontanicznego". Czy umielibyśmy tak jak inni?

.... też się rozstać!?

Rozstanie. Koniec. Zamknięcie pewnego etapu. Rozpacz i żal.   Dzielenie nagromadzonych przez lata sprzętów, książek i  płyt. Rozstaniom towarzyszą, a może nawet  biorą  w nich udział, nasi wspólni znajomi. Znajomi, których lubiliśmy, spędzaliśmy wspólnie wakacje, oglądaliśmy filmy, siedzieliśmy razem przy ognisku, zwiedzaliśmy obce kraje, rozmawialiśmy na różne tematy...  Rozstanie dzieli nie tylko sprzęty, dzieli także znajomych. Właściwie ten podział dzieje się w sposób naturalny. Nie wyrażając tego głośno, każda ze stron zabiera ze sobą swoich znajomych i już. A właściwie rzecz odbywa się  bez dyskusji i przepychanek.  Każdy wie, po której jest stronie. Po tej drugiej, pozostają osoby, z którymi łączą nas wspomnienia, sympatia, ale jest to temat tabu. O nich się nie rozmawia, nie wspomina. Czasami tylko dzwoniąc konspiracyjnie przypominają nam o tym, że są...

piątek, 24 lutego 2012

Nie czekać na wiosnę!?

Słońce, odczuwalne ciepło i dłuższy  dzień,  to oczywiste oznaki zbliżającej się wiosny. A tak naprawdę, rozkwitające w doniczkach  krokusy, tulipany i przebiśniegi w ogródku,  mówią nam,  że wiosna już jest. A ja chcę,  żeby była zima!!!  Metrowe zaspy, duże mrozy, paraliż komunikacyjny  i długi, długi wieczór. Najlepiej taki od wczesnego popołudnia, żebym mogła zaszyć  się w domu i.... czekać na wiosnę. To czekanie wypełnić czytaniem, pisaniem, oglądaniem, byciem ze sobą tak bardzo blisko. Jeszcze nie "budzić się do życia", ale czekać sobie  w mojej gawrze na przebudzenie. Chcę zatrzymać "zimowy sen",  a wraz z nim   ten stan  spowolnienia, rozleniwienia,  wyciszenia i oczekiwania.   Rozkoszować się  ciszą  i smakować  spokojne godziny wydłużonych  wieczorów,  podczas których tak wiele się wydarza, zanim nadejdzie sen.  Lubię czekać na...... bo,  kiedy kończy się lato,  tak bardzo jest mi żal słońca z którym muszę się pożegnać na długie miesiące. Żal mi  krótkich  nocy, których szkoda na sen, kwitnącej  przyrody i śpiewających  ptaków. Ciepłych wieczorów  i kawy pitej w ogrodzie. Żal mi intensywności z jaką  wtedy żyję i mojej niespożytej energii  do działania..... I jak tu żyć, jak żyć??? 

Mozliwość podróżowania!

Po raz szósty brałam udział  w otwarciu festiwalu podróżników "Włóczykij". Małe kino, niesamowici ludzie, niesamowita atmosfera. Na ekranie slajdy, filmy z podróży i spotkania z podróżnikami. Porusza mnie  pasja z jaką opowiadają o swoich przygodach.  Gna ich ciekawość świata, przeżycia przygody, spełnienia  marzeń  z dzieciństwa,  albo  szukania  nowej drogi po tragicznych  doświadczeniach. A my dzięki temu mamy okazję  przepłynąć ocean kajakiem  i zobaczyć jak niewiele człowiekowi  potrzeba do życia.  Poczuć siłę przyrody.  Przeżyć serię burz. Zachwycić się  ptasią  przyjaźnią w której   człowiek  na  wielkiej wodzie jest trochę większym ptakiem, któremu można zaufać i przysiąść bez obaw na wyciągniętej dłoni. Możemy  odbyć podróż  do Indii, Wietnamu, Pakistanu z górnikiem, którego wypadek w kopalni wyłączył z pracy zawodowej. Jego barwna  opowieść  pełna humoru, dowcipów i gwary śląskiej, zaczarowała  festiwalową publiczność.  W namiocie jak co roku, degustacja potraw. Tym razem kuchnia ukraińska z pysznymi  pierogami, śledziami i kanapką ze słoniną i ogórkiem.  Czwartkowy wieczór i nieznany świat,  pełen nowych smaków, zwyczajów,  obyczajów, tradycji.  Nieskończony  i nieprzewidywalny. Jak dobrze choć przez chwilę  pobyć w "innym świecie", bez  wiadomości,  polityków, kryzysów,  powodzi, dużych albo zbyt małych opadów śniegu, kursu franka i  majtek Dody. O,  jak dobrze!!!




wtorek, 21 lutego 2012

Poczuć "Wstyd".

Lutowy poniedziałek z powiewem wiosny i wieczór z filmem "Wstyd".  Przedpremierowy pokaz  z umiarkowaną ilością widzów.  Na ekranie historia samotnego mężczyzny, który swej męskości doświadcza albo za pieniądze, albo z przygodnie napotkanymi kobietami. Szybki seks go podnieca, zaspokaja, wyzwala. Każdy akt to nowy rozdział, bez dalszego ciągu. Można go otwierać wciąż i wciąż na nowo. Rytuały codziennego dnia i seks jednym z nich. Brak bliskości, przywiązania, czułości. Życie w Nowym Jorku,  spełnienie w pracy, stabilizacja finansowa i zupełna pustka.  Pornografia na ekranie laptopa i w życiu. Łatwo, szybko, bez zobowiązań. Bez emocji i bliskiego kontaktu. Trudniej, kiedy trzeba  zbudować relacje, doświadczyć intymności, spełnić czyjeś oczekiwania. Zagubienie i uczucie osamotnienia.  Rozczarowanie i  poszukiwanie  uzasadnienia  - " Nie jesteśmy złymi ludźmi, tylko  przychodzimy ze złych miejsc". Refleksja po filmie? Samotność jako uniwersalne  uczucie naszych czasów.  Samotność, która jest w nas,  niezależnie od miejsca, w którym żyjemy. 

niedziela, 19 lutego 2012

Zbieranie znaczków...

W naszym konsumpcyjnym świecie, często jesteśmy zapraszani do zbierania kuponów, talonów i wklejania ich do klaserów, aby po zebraniu odpowiedniej ilości, wymienić na darmową nagrodę.  W życiu takie "znaczki" zbieramy, kiedy zostaną urażone nasze uczucia. Odczuwamy gniew, poczucie krzywdy, ale zamiast wyrażenia uczucia na zewnątrz , kolekcjonujemy "znaczki" aż do wymiany ich na "darmową nagrodę". Znaczki zbieramy doświadczając  trudnych sytuacji w codziennym życiu. Kierowca autobusu, odjeżdżający z przystanku, kiedy  biegniemy -  znaczek. Kolejka do lekarza i kilkugodzinne oczekiwanie na  wizytę - znaczek. Za szybka jazda samochodem i patrol policyjny na drodze, wręczający nam  mandat - znaczek. Dwójka w dzienniczku naszego dziecka - znaczek. Powrót do domu i  leżąca skarpeta naszego męża na środku pokoju. To jest ten moment, kiedy bez poczucia winy następuje "darmowa nagroda". To jest ten moment, kiedy już nie zbieramy znaczków, tylko wyrzucamy z siebie całą serię uzbieraną wcześniej. Jeśli trafiliśmy na męża uzbrojonego w swoje znaczki , może dojść do wymiany nie tylko znaczków, ale całych klaserów ze znaczkami.  Do wymiany serii znaczków albo rozmowy za pomocą klaserów, dochodzi bardzo często w sytuacjach najmniej spodziewanych.  Kiedy odwiedziłam ostatnio moją koleżankę,  już w drzwiach zobaczyłam ją  z całą serią  znaczków. Wiedziałam, że zamiana na darmową nagrodę na pewno nastąpi. Nie wiedziałam tylko kiedy. Nastąpiła  szybciej niż myślałam....

sobota, 18 lutego 2012

Mężczyzna o kobiecie....

"..dziewczynka, gdy stanie się kobietą, będzie wiedziała, jak poruszać się w świecie.
A w szczególności zrozumie, że:
Gdy się na coś nie zgadza, to jest wredna i cyniczna.
Gdy się cieszy, to się wygłupia albo jest pijana.
Gdy chce ładnie wyglądać, to się mizdrzy, a gdy kimś się zainteresuje, to się puszcza.
Gdy się wstydzi, to jest głupia, a gdy się nie wstydzi, to jest bezwstydna.
Gdy się przy czymś upiera, to przesadza, a gdy się nie upiera, to nie wie, czego chce.
Jak kocha, to jest naiwna, a jak nie kocha, to jest zimna.
Jeśli chce być kimś - to znaczy, że przewróciło się jej w głowie,
a jak nie chce być kimś, to jest głupią kurą.
Jeśli jest sama, to znaczy, że nikt jej nie chciał, a jeśli jest z kimś, to znaczy, że cwana.
...a gdy dostaje furii - to jej się tylko tak zdaje."
Wojciech Eichelberger, Wysokie Obcasy, 25/2000

piątek, 17 lutego 2012

Tańczyć naprawdę...... i wytańczyć siebie!

Taniec - nazywam go często zbiorem dziwnych ruchów, wykonywanych  najczęściej w grupie podrygujących ludzi. Muzyka, wyjście na parkiet i gibanie się w różne strony.  Dla mnie jakoś mało pociągające... Jednak jest taniec, który porusza. Taniec, który wyraża emocje, pobudza zmysły. Taniec, który jest prawdą o nas, o naszym ciele, naszej ekspresji, naszym zawstydzeniu. Wyrażaniu siebie, tak jak czujemy, jak chcemy. Taniec, który  wypływa z nas,  jest  naszym nazywaniem świata, opisywaniem go. Takiego  tańca uczyła Pina Bausch. Oglądając tancerzy w jej Teatrze Tańca pomyślałam - o matko, ale brzydkie ciała, takie wyraziste, naturalne,  nieproporcjonalne, stare. Potem przyszła refleksja. Jaki świat otacza nas na co dzień? Świat wystylizowany, wygładzony, koniecznie w zgodzie z obowiązującymi trendami. Ekran, okładka, koncert - wszystko wykreowane i przewidywalne. Dostępne tylko dla niewielu. Reszta nie akceptując siebie, tęskni za "doskonałym wzorem". Pina dawała tancerzom przestrzeń do eksperymentowania, poszukiwania,  wydobywania z ukrycia, odsłaniania przed światem.  Opowiadała historie bez słów. "Krytyczna, ale opiekuńcza, budująca, nigdy oceniająca" - taka była Pina. Ciekawe, jak wytańczyłabym wiatr, burzę, miłość, smutek, tęsknotę albo bezradność.  Bardzo ciekawe .........  ???

czwartek, 16 lutego 2012

Życie jak z bajki ?!

Bajka z dzieciństwa  scenariuszem naszego   życia? To ciekawe. Nigdy nie myślałam o bajkach z dzieciństwa  w taki sposób. Moją ulubioną  bajką był  Kopciuszek.  Rozmyślam więc i porównuję. Przywołuję w pamięci obrazki z życia Kopciuszka  i szukam analogii. Bajka i moje życie. Kopciuszek czy Królewna?. Oczekiwanie na wróżkę  czy bardziej na księcia??. Samodzielne podejmowanie decyzji czy raczej  zdanie się na los szczęścia?. A  może tęsknota za królewiczem?.  Ślub i pałac   sposobem   na "bajkowe życie"?.  Czy w moim życiu  czas Kopciuszka się skończył, teraz pora na bycie księżniczką?. Ile z bajki o Kopciuszku jest w moim realnym życiu?. Rozmyślam, porównuję, dociekam, czytam..... Dowiaduję się, że powstało siedemset wersji bajki o Kopciuszku. Opisane są  dalsze losy Kopciuszka już przy boku księcia. Życie Kopciuszka w pałacu i  jej osamotnienie połączone z nudą i "nicnierobieniem". Odkrycie potrzeby niesienia pomocy  słabszym kobietom pracującym w pałacu. Wychodzenie z pałacu i niesienie pomocy mieszkającym w okolicy najuboższym gospodyniom domowym. Pomysł założenia towarzystwa  i objęcie funkcji prezeski. Odnalezienie sensu  i swojego miejsca w życiu.  To przedziwne ale realizuję  podświadomie scenariusz.  Scenariusz,   którego nie znałam do końca.  Bajka scenariuszem na życie? Coś w tym jest!

środa, 15 lutego 2012

Spotkanie...

Wtorkowe wieczory to spotkania z jogą.  To spotkania z własnym ciałem i własnymi ograniczeniami. To dotykanie miejsc w ciele,  śpiących sobie spokojnie, czekających na swoją kolej. Codzienność to  powtarzalność  pewnych czynności uruchamiających tylko niektóre potrzebne mięśnie. Inne czują się zwolnione  z aktywności. Joga wyrywa je z uśpienia. Podrywa do działania.  Trochę zdziwione stawiają  opór, próbują walczyć, wysyłają  sygnały.  Moje  ciało oddzielone od  moich  myśli.  Pozostawione  gdzieś na bocznym torze.  Samotne,  opuszczone.  Spotkania z jogą  pozwalają mi to zobaczyć. Poczuć i zrozumieć mowę mojego ciała. Zdziwić się po raz kolejny, że oddycham. Wypełnić oddechem  brzuch, mostek, piersi. Poczuć zawstydzenie, kiedy wypełniony powietrzem brzuch unosi się  wysoko...  Czuję jak powoli odzyskuję  moje ciało!. 

wtorek, 14 lutego 2012

Zamiast!?

Dziś Walentynki. To chyba jedno z niewielu świąt, które ma tylu przeciwników. Dlaczego jednak w tym dniu, tak po prostu, nie  powiedzieć moim bliskim, jak bardzo są dla mnie ważni? Wysyłam więc od rana maleńkie serducha i jakoś tak ciepło robi mi się na moim bijącym sercu. Wysyłam, wysyłam i uświadamiam sobie, że tak wielu osobom chcę powiedzieć, w tym właśnie dniu - pamiętam, myślę, jestem. Podobno powstają  "ruchy społeczne"  torpedujące ten dzień. Padła propozycja, aby w tym dniu obchodzić dzień singla. W niektórych pubach osoby, które się właśnie rozstały, mogą zdjęcie "byłego" wymienić na drinka. Jesteśmy kreatywni, zastępując jedno święto, innymi obchodami. Tylko po co??? A może tak, po prostu uśmiechajmy się do siebie, nie od święta. Bądźmy ze sobą, tak naprawdę, nie od święta. Ale może to trudniejsze i stąd tyle kombinacji  "zamiast"?

poniedziałek, 6 lutego 2012

Najważniejsze: nie zawieść!!!

Od zawsze towarzyszyły mi zwierzęta. Pierwszy był kot, przygarnięty z podwórka. Potem był pies, maleńki, rudy, z sąsiedniej ulicy. Przynosiłam i odnosiłam go do jego psiej mamy, czekając  na dzień, w którym dostanę zgodę, aby został ze mną na zawsze. Uratowała mnie babcia. Przekonała rodziców, że dzieci powinny mieć psa. Potem były jeszcze: Tora, Belka, Filip. Teraz są ze mną biała kotka Zuzia i ruda suczka Fiśka. Gdzieś po drodze organizowałam też dom dla bezpańskich zwierząt, porzuconych albo przywiązanych do drzewa. Jak można skrzywdzić zwierzę, bezgranicznie nam ufające i bezbronne? Jak można wyrzucić z samochodu psa i odjechać? Jak można  potem  spokojnie żyć?  Psa wyrzuconego rozpoznaję natychmiast. Czeka na swego pana, nie oddalając się z miejsca  "wyrzucenia".  Rozgląda się i  nie pozwala sobie pomóc. Rozgląda się i czeka, albo biegnie oszalały za samochodem, nie bardzo rozumiejąc co się stało. Ten z wczoraj był mały. Biegał i drżał z zimna. Podnosił łapki, które paraliżował mu dziesięciostopniowy mróz. Rozglądał się i czekał. Czekał na swojego pana, który go wybrał, nazwał, bawił się z nim, zabrał do samochodu na przejażdżkę. Próbowałam pomóc. Niestety, to nie na mnie czekał. To nie ja znałam jego imię. Nie mógł pojechać ze mną, bo zawiódłby swego "pana".  On  nie znał prawdy...... ja tak! 

środa, 1 lutego 2012

Coś się skończyło......

Dziś odeszła W.Szymborska. Ta smutna wiadomość podana wieczorem uruchomiła wspomnienia. Jednym  z pierwszych tomików wierszy jaki kupiłam w ulubionej  księgarni  był  "Wybór wierszy" W. Szymborskiej. Na okładce  niebieskie niebo i zielony pagórek po którym biegnie mężczyzna. Nad jego głową unosi się kostka do gry. A może to on podbija głową  kostkę?  Pamiętam dokładnie  zaplecze w księgarni  i regał z poezją. Stał sobie na zapleczu bo jakoś nie było zbyt wielu chętnych  na czytanie poezji.  Panie "księgarki" pozwalały mi wchodzić za ladę a ja cała szczęśliwa godzinami  przeglądałam tomiki wierszy. Pierwsza była Szymborska , potem Świrszczyńska , Kozioł, Asnyk, Tuwim, Staff, Gałczyński. Księgarnie to jedyne sklepy obok których nie mogłam/ nie mogę  przejść obojętnie. Ta księgarnia była wyjątkowa. Położona  przy głównej ulicy, nieremontowana przez lata, ze skrzypiącą podłogą, z witryną pełną  znajomych  tytułów, znanych autorów. Z niezmieniającą się od lat obsługą. A potem było już tylko gorzej. Coraz mniej książek, puste regały, smutne witryny. Kiedyś weszłam zobaczyć co zostało z mojej ukochanej księgarni....... A pani ciągle nas odwiedza? - usłyszałam.  Tyle lat minęło a ja ciągle widzę panią  w szkolnym fartuszku buszującą na zapleczu...... No tak,  to miłe po tylu latach. Nie ma już śladu po księgarni, nie ma budynku w którym po trzech schodkach wchodziło się w zaczarowany świat..... 
" żyjemy dłużej ale  mniej dokładnie i krótszymi zdaniami"  to jedno z ostatnich zdań W.Szymborskiej