piątek, 27 kwietnia 2012

Pilnie donoszę...

Wyjechałam z miasta i pilnie donoszę, że bociany w gniazdach  wysiadują potomstwo. Drzewa  ubrały się w zielone listki. Krzewy zazieleniły się, a niektóre zakwitły na żółto. Pola częściowo zaorane, czekają na siew, częściowo pokryte zieloną oziminą. Rzepak obsypany   żółtym kwiatem i  miodowo  pachnący . Dokoła śpiewy, śpiewy, śpiewy ptaków, których nie widać  ale słychać donośnie. Ognisko po kilku kilometrach trasy przez las. Smakowanie  drożdżowego ciasta pieczonego na ogniu i tradycyjnych kiełbasek. Wyremontowany stary budynek gospodarczy i  młoda kobieta, porządkująca ogród. Krótka rozmowa i zaproszenie do środka. Stylowe meble i nietuzinkowe wnętrze w samym środku maleńkiej wioski. W ogrodzie, wielopokoleniowa rodzina  chartów rosyjskich, rozkochanych z wzajemnością w gospodyni. Zamiast łańcuchów przywiązanych do drewnianych bud, wygodne materace i dużo wolności w psiej egzystencji. Na koniec  spostrzeżenie młodego Niemca, mieszkającego w naszym kraju od kilku lat:  jeśli w urzędzie niemieckim urzędnik mówi, że nie można czegoś załatwić to jest to oczywiste i ostateczne, a kiedy nasz urzędnik mówi  " nie",  to właściwie jest to moment w którym   rozpoczyna się poszukiwanie sposobów załatwienia sprawy.  Bardzo był zdziwiony tym faktem...

środa, 25 kwietnia 2012

Zdziwienie wiosenne!

Zazieleniło się i zakwitło. Trawniki pokryły się żółtym mleczem. Najpiękniejszy dywan jaki znam. Przyroda nie boi się połączeń  kolorystycznych, dość ryzykownych. Moda raczej unika takich zestawień. Ptaki wyśpiewują  najpiękniejsze arie i rywalizują porą rozpoczynania porannych treli. Ja nadganiam czas. Już czuję ciepło, przypływ energii, chęci do działania, ale jeszcze nie rejestruję wszystkich oznak wiosny. Przyroda rozkwita bez szumu medialnego, spokojnie, własnym rytmem i w odpowiednim czasie.  W codziennym biegu bardziej rejestrujemy wiadomości ze świata, niż zakwitające kasztany. Kasztany, które jak co roku zakwitną w majowym czasie, ważnym dla kolejnych roczników maturzystów. Za chwilę  na drzewach pojawią się owoce, urosną kalarepy i pomidory. Zaczerwienią się truskawki, nawet jak będzie deszczowo, i tylko ja,  odwiedzając mój mały ryneczek warzywny, jak co roku, zdziwię się,  że to już?, tak szybko?,  takie duże?,  gruntowe?, dorodne?, czy na pewno nasze?, rodzime?...

poniedziałek, 23 kwietnia 2012

Może tym razem się uda...

Od kilku dni obserwuję mozolną pracę pary gołębi, wicia sobie gniazdka. Przylatują co chwilę, trzymając w dziobkach patyki, większe od nich. Układają, dopasowują, odlatują, aby za chwilę znów powrócić z piórkiem, gałązką, listkiem.   Układają, poprawiają, zerkają na boki, przechylając główkę, a po drugiej stronie szyby, siedzi nieruchomo, moja biała kotka i  czeka na odpowiedni moment, aby rozpocząć polowanie. Na szczęście żaluzja i szyba są dobrą ochroną, dla mojej pary.  Kiedyś, aby zabłysnąć przede mną, mój czarny kot, przyniósł do sypialni, lekko podduszonego gołębia pocztowego i cały dumny, złożył mi go w ofierze, na mojej pościeli. Reanimowałam go, nakarmiłam i biegałam w poszukiwaniu gołębiarzy, aby dowiedzieć się, do kogo może należeć zaobrączkowany gołąb. Kiedy już ustaliłam adres pod który miałam go odnieść, mój gołąb wydobrzał na tyle,  że  sam odleciał. Odchowałam też kilka gołębi, które wypadły z gniazd. Karmiliśmy je i bardzo pilnowaliśmy, aby do pokoju w którym mieszkały, nie weszły koty, czyhające  pod drzwiami. Odchowane, zanosiliśmy w miejsce, gdzie mieszkało ich bardzo dużo. Wypuszczaliśmy z nadzieją, że  brać gołębia przyjmie je do swojego grona. Nie zawsze tak się działo.  Nieraz po zapadnięciu zmroku, kiedy inne gołębie spały na dachach i w otworach katedry,  znajdowaliśmy naszego gołębia, czekającego na ławce. Ale najbardziej przeżyliśmy akcję, wydobywania ze studzienki kanalizacyjnej, małego ptaszka przypominającego jaskółkę. Okazało się,  że to jerzyk, odlatujący od nas na zimę. Po zmierzeniu długości skrzydełek, pani opiekująca się ptakami, w mieście odległym od mojego o 40 kilometrów,  stwierdziła w rozmowie telefonicznej,  że jeśli będzie dobrze karmiony i podrośnie, to zdąży się "zabrać" w daleką podróż, z innymi jerzykami. Decyzja była natychmiastowa, pudełko, samochód i w drogę. Asystowaliśmy,  kiedy pałaszował dwadzieścia przygotowanych małych kuleczek, słuchając opowieści o innych  ptakach. Pierwszy raz widziałam z bliska, przepiękną czaplę z postrzelonym skrzydłem. Nieruchoma i dumna,  siedziała sobie na zabytkowym biurku i dopiero kiedy się poruszyła, zorientowałam się,  że to żywy ptak. To chyba najsmutniejszy widok. Unieruchomiony bocian, czapla , sowa... zaopiekowane, nakarmione i bezpieczne, ale czy szczęśliwe? Szkoda, że nie wszystkie ptaki uratowane, mogą odlecieć....

środa, 18 kwietnia 2012

Ps.

I jeszcze o naszej kreatywności. Profesor Bauman  uważa, że jesteśmy narodem  świetnie  radzącym sobie  w obecnych czasach. Osiągnęliśmy  przyrost dochodu narodowego taki, jak  sumaryczny dochód 14 najbogatszych multimiliarderów świata i troszkę większy niż roczny przychód Apple"a. Imponująco brzmi  i dumnie. Sukces ten w całości należy do Polaków,  "którzy przestali się spodziewać, że rząd ich zbawi. Polska kwitnie "oddolną inicjatywą". Pomysłami, poczynaniami miejscowymi. Powszechnością przedsiębiorczości". - tak uważa profesor.  Nie mamy zaufania do rządu, jesteśmy nieufni wobec instytucji i wierzymy, że jeśli sami nie zrobimy, nikt nam nie da. Nasz sukces, pisze profesor, bierze się z  "naszej  desperacji  i z zupełnie bezczynnego /na szczęście/ rządu". Naszą gospodarność i zapobiegliwość widać szczególnie na emigracji, kiedy  na przykład  tamtejsze gospodynie, nie mogą się nadziwić, że  z wody, jajka i mąki, można wyczarować przepyszne naleśniki, które one kupują tylko w kartonach ze sklepu i nigdy nie przyszło im do głowy, zrobić to najprostsze danie  we własnej kuchni. Przypomniałam sobie bluzkę wizytową, którą sama uszyłam w czasach, kiedy na półkach był tylko ocet. Z bordowej błyszczącej podszewki ze wstawką z firanki białej, ufarbowanej też na podobny kolor. W zestawieniu z czarną spódnicą, wyglądała imponująco. I jak tu nie być przedsiębiorczym i pomysłowym, kiedy za nami tak różne koleje losu....

wtorek, 17 kwietnia 2012

Wziąć zakręt...

"Trudność jest bardziej kreatywna, bardziej twórcza, niż luksus". Wyczytałam gdzieś to zdanie i całkowicie się z nim zgadzam. Jest mi szczególnie bliskie.  Kiedy pojawia się  pomysł,  nic nie jest w stanie mi przeszkodzić. Warunek jest jeden: pomysł jest realny i bardzo chcę go zrealizować. Do pomysłu, "podpinam" zadania które należy wykonać, aby cel osiągnąć. Po drodze oczywiście pojawiają się wątpliwości i trudności,  ale nie poddaję się.   Kiedy pojawia się przeszkoda, bardziej koncentruję się, jak ją pokonać. Moje przeszkody to zakręty  na mojej drodze... Zakręty, jak to zakręty, są różne. Są takie, których prawie nie zauważam, takie które pokonuję z łatwością, ale pojawiają się też ostre i niespodziewane, do tego,  w miejscach nieoznaczonych. Raz wchodzę w nie, ze spokojem, inne wymagają  koncentracji, a nawet budzą lęk. Jak bezpiecznie wyjść z zakrętu? Jak nie wypaść z toru? Jak jechać dalej?.  Kiedy dojeżdżam do zakrętu, sama jestem ciekawa ile rozwiązań pojawi się w mojej głowie,  z którego skorzystam, które będzie najbardziej właściwe. Prosta droga  jest przewidywalna i łatwa do pokonania, ale czy kreatywna?  Kiedy jadę autostradą , ogarnia mnie rozleniwienie i nuda. Droga z licznymi zakrętami, wymaga uważności  i skupienia, odpowiedniej prędkości i zebrania sił. Jest trudniejsza ale  jakże satysfakcjonująca.   Już wiem skąd  my Polacy,  jesteśmy  tacy przedsiębiorczy, sprytni i pomysłowi!!! Przecież autostrady dopiero się budują!!!!!!!!!!!!! Ostatnio jechałam krętą leśną drogą. Tak.  Jest  zdecydowanie piękniejsza od  nowej, asfaltowej i prostej...



niedziela, 15 kwietnia 2012

... i rozpoczęliśmy odliczanie!

W uroczym miejscu, z dala  od świata, ale ze  śpiewającymi  ptakami  i  kwitnącymi  stokrotkami, rozpoczęliśmy kolejne przygotowania, do filmowego święta. Ten sierpniowy czas,  zapowiada się bardzo ciekawie, nie tylko pod względem filmowym. Będzie  interesująco również muzycznie i  w tym roku także benefisowo. Oczywiście  tradycyjnie, padło pytanie bez odpowiedzi:  jacy aktorzy  odwiedzą nasz festiwal? To pytanie, zadaję  mojemu koledze,  który przez cały rok pracowicie odwiedza festiwale filmowe, wybiera filmy i zaprasza reżyserów, filmowców, dystrybutorów,  i tylko do ostatnich chwil  nigdy nie wie, jacy aktorzy potwierdzą swój udział na  festiwalu.  W tym roku jesteśmy nominowani do nagrody,  jako  najlepsze wydarzenie filmowe. Ogłoszenie wyników,  na festiwalu filmowym w Gdyni. Trzymamy kciuki. Wyświetlamy filmy, najdłużej w Polsce, w najbardziej kameralnej atmosferze.  Festiwal to  kilkadziesiąt  projekcji, ale także przepiękne, czyste  jezioro, które towarzyszy nam, kiedy oglądamy filmy w plenerze, jemy posiłki i kiedy czekamy na projekcje, albo wieczorem, kiedy siedzimy przy ognisku. Za rok będziemy obchodzić czterdzieste urodziny i już intensywnie pracujemy nad przyszłoroczną edycją, na którą zapraszamy serdecznie. Na tegoroczną również.

poniedziałek, 9 kwietnia 2012

Czekając na...

Po raz kolejny uświadamiam sobie, że bardzo lubię czekać. Czekanie jest magiczne i  często okazuje się bardziej emocjonalne i mocniej angażujące niż to, na co czekam.  Zajmuje mnie i pochłania. Wypełnia i wprowadza w  stan podniecenia sama  myśl o tym, co będzie. W czekaniu, jest miejsce na wyobrażanie sobie, snucie planów i zastanawianie się:  co jeszcze?, na kiedy?, kto co?, kto do kogo?, kto z kim?... Odliczam dni, a codzienność wydaje się jakby łatwiejsza, pogodniejsza, pełniejsza, sensowniejsza. Jeszcze chwila, jeszcze ostatnie poprawki, sprawdzanie czy już wszystko?, co można jeszcze?, czy o niczym nie zapomniałam? Tak! To już! Nareszcie! Przez moment angażuję się i  biorę udział,  ale  czuję, jak pojawia się smutek, że za chwilę koniec,   nie można  niczego  zatrzymać,  tak szybko, za szybko... 

sobota, 7 kwietnia 2012

Zrozumieć sens...

Ze świętami wielkanocnymi  mam problem. Zgodnie z polską tradycją  to święta   wesołe, kolorowe.  Przyroda budzi się do życia,  ze skorupek wylęgają się małe żółte kurczaczki, na półkach czekają na nas czekoladowe  baranki i zające.  Do kościoła biegniemy ze święconką, koniecznie z bukszpanem i suszoną kiełbasą. Wcześniej malujemy pisanki, myjemy okna, robimy generalne porządki, kupujemy nowe stroje i rozpoczynamy świętowanie. Niedzielę rozpoczynamy uroczystym śniadaniem,  a w poniedziałek, koniecznie polewamy się wodą. Jak to połączyć z ukrzyżowaniem  i śmiercią.   Z okrucieństwem człowieka wobec  człowieka. Zupełnie tego nie umiem  poskładać.  Dlatego nie idę z koszykiem do kościoła, nie maluję jajek, nie kupuję baranków, zajączków i czekoladowych jajeczek .  Bardziej ten czas nastraja mnie do zatrzymania się na chwilę. Rozmyślam sobie i czytam, staram się zrozumieć sens...  

czwartek, 5 kwietnia 2012

Smakować samotność...

Żyjemy wiążąc się w pary. Na singli  patrzymy podejrzanie. Kiedy odchodzi partner, szybko szukamy następnego. Nie dajemy sobie często czasu, na złapanie oddechu. Pusty dom, samotna kawa, puste łóżko jest nie do zniesienia. Tracimy sens życia, nie mamy chęci na snucie planów, na spotkania, realizowanie siebie. W nocy nie możemy spać, a jeśli już zaśniemy, budzimy się o stałej  godzinie i przez naszą głowę, płyną wciąż te same myśli i pytanie: dlaczego?, dlaczego?, dlaczego?. Tak jesteśmy zajęci rozpamiętywaniem tego co było, że właściwie, nie dajemy sobie szansy na posmakowanie tego, co jest. Często tworzymy  nowy związek i powielamy  scenariusz  z poprzedniego. Po czasie znów przychodzi rozczarowanie, a może nawet  decyzja o rozstaniu. Nie dając sobie szansy na wyzdrowienie, na pobycie ze sobą, poznanie swoich  potrzeb, tego jak chcemy być, powielamy utarty schemat. Nie tworzymy nowej wartości. Nie robimy kroku do przodu.  Tworzymy neurotyczne relacje, traktując partnera   jak lekarstwo na dolegliwość i oczekując  cudownego uzdrowienia. A co, jeśli  obydwoje jesteśmy  "chorzy"? Kto wtedy zaaplikuje lekarstwo? Kto, kim się zajmie?  A. Wiśniewski napisał w swojej książce: "Samotność według filozofów, jest jedynym sprawdzeniem naszego istnienia. Dzięki niej uspokajamy duszę i karmimy ją tym co w nas najpiękniejsze, najważniejsze i najlepsze. Wymaganiami wobec  samych siebie i innych, potrzebą bycia kimś lepszym i dojrzalszym". Smakuję sobie od jakiegoś czasu samotność i stwierdzam, że ma bardzo wykwintny smak....