poniedziałek, 18 czerwca 2012

Truskawkowe pole.

Czerwiec to sezon truskawkowy. Pilnuję aby nie przegapić bo wiem, że trwa krótko. Jadę więc po truskawki do pobliskiej wioski. Przez przypadek trafiam  na plantację i po kilku zdaniach zamienionych z jej właścicielką wiem, że za chwilę będę jadła najlepsze truskawki na świecie.  Odbieram je wprost z miejsca zbiorów, w namiocie rozstawionym na polu, wypełnionym truskawkowym zapachem. Delikatne,  soczyste,  pachnące,  dojrzałe. Na truskawkowym polu pracuje kilkadziesiąt osób. Zielone pole i pochylone plecy zbieraczy napełniających owocami wiklinowe łubianki. W kolorowych strojach,   przypominają mi kadr z  "Chłopów" czy "Nocy i dni". Przez chwilę towarzyszę właścicielce plantacji. Każda ze zbierających osób ma swój numerek. To przy nim zapisywany jest napełniony owocami, kolejny koszyk.  Im więcej zapisanych koszyków tym większa wypłata na koniec  dnia. Tuż obok, truskawkowymi skrzynkami zapełnia się samochód,  transportujący owoce do przetwórni. Liczy się czas, więc nie przeszkadzam. Pakuję swoje truskawki do samochodu. W prezencie dostaję jeszcze bochenek własnoręcznie  upieczonego chleba na zakwasie, z ziarnami słonecznika. W domu smażę konfiturę z truskawek, taką prawdziwą jak kiedyś. W nowym domu w zimowy wieczór, z upieczonym drożdżowym ciastem, będzie najpiękniejszym przypomnieniem truskawkowego pola.

Brak komentarzy: