Tuż za miedzą, słowiańska wioska. W ramach warsztatów, przenoszę się wraz z grupą, w czasy bez reklam, telewizorów, telefonów. Zwiedzamy chałupy pokryte strzechą. Niskie z małym wejściem, aby nie uciekało ciepło. W centralnym miejscu, palenisko. Dokoła drewniane ławy do spania. Wyprawione skóry upolowanych zwierząt, do przykrycia. Na suficie suszące się zioła. Drewniany stół, gliniane naczynia. Kilka domów skupionych wokół studni i miejsce na handel. Najważniejszy i najbogatszy we wsi, to kowal i garbarz. Jeszcze miejsce do którego wstęp ma tylko ksiądz. Wszystko otoczone drewnianymi, ostro zakończonymi słupami chroniącymi przed wrogiem. W pobliżu rzeka. Do handlu i do codziennego życia. Przez chwilę, wcielamy się w rolę Słowian. Strugamy drewniane łyżki, w rozżarzonym miechem palenisku, ogrzewamy kawałek metalu i ciężkim młotem wykuwamy noże. Z kolorowych włóczek, pleciemy bransoletki. Nawlekamy koraliki na skórzane rzemienie i zawieszamy na szyi. Zajmuje nam to kilka godzin, a przecież trzeba jeszcze w żarnach zmielić ziarno na mąkę, upiec chleb i zdążyć ze wszystkim przed zachodem słońca... Leżę sobie na drewnianej ławie, w samym środku słowiańskiej wioski, wygrzewam się w słońcu i rozmyślam, jak było kiedyś i jak wielu zmian dokonał człowiek. Wyobrażam sobie tamtych ludzi, przeniesionych do naszego ucywilizowanego, zabieganego świata. Pewnie byliby zdziwieni tak samo jak my teraz, wcielając się w ich role. Ale jest coś, w czym bardzo upodobniliśmy się do tamtych czasów. To bycie w ciągłym kontakcie... oni na wyciągnięcie ręki, my na wyciągnięcie telefonu. Historia zatoczyła koło!?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz