Pierwszy w tym roku wyjazd nad morze. Puste nadmorskie miasteczka, w oczekiwaniu na to, co już za chwilę... Gdzieniegdzie prace remontowe. Na straganach jeszcze "dekoracja zimowa"- czapki i ciepłe szaliki, ale jest też bursztyn i widokówki. Wszystko na swoim miejscu... tylko gdzie jest morze?. Od zawsze ten sam dreszczyk emocji. Jakie będzie, wzburzone czy spokojne, szumiące czy bardziej przypominające taflę jeziora. Już je słyszę, czuję ... jeszcze tylko pas zieleni, schody... i JEST. Jak zawsze dostojne, ogromne, pewne siebie. Wita mnie cichym pomrukiem fal, pustą plażą, i mokrym piaskiem. Słychać mewy. Fiśka wita się z morzem zawsze tak samo. Wbiega i bez względu na porę roku, wpada do wody i chwilę w niej brodzi. Potem szczęśliwa biegnie brzegiem, od czasu do czasu, zanurzając psie łapy w wodzie. Dochodzimy do kutra rybackiego, oglądamy złowione ryby. Wyjątkowo szybko w tym roku, odbyły się nasze "zaślubiny z morzem"...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz