Kolejne spotkanie z moimi młodymi kandydatkami na biznesmenki. Rozmawiamy i wizualizujemy, jak to będzie, kiedy zaczną działać. Szukamy miejsca na siedzibę nowej działalności. Oglądamy piękny stary budynek z czerwonej cegły, zaniedbany, zamknięty na cztery spusty. Ja się zachwycam wiejskimi klimatami, one nie widzą tego co mają na wyciągnięcie ręki. To, co dla mnie wartościowe i piękne, dla nich jest bez znaczenia. Marzą o centrach handlowych, traktując mieszkanie na wsi jak wygnanie, a może karę. Odcinają się od tradycji, obyczajów wiejskich i nieudolnie próbują zaszczepić miejskie klimaty. Powstają więc miastowsie. Wieś upodabnia się do miasta, a moja koleżanka w mieście, właśnie komponuje wiejski ogród. Miasto tęskni za spokojem i sielankowością wsi, a wieś marzy o mieście, ale tylko na chwilę, bo kiedy przyjeżdża po zakupy, do urzędów , z radością wraca do siebie, i dalej marzy. Mieszczuchy coraz częściej wyprowadzają się na wieś i żyją w sposób tradycyjny, piekąc chleb, kisząc kapustę, sadząc malwy. Ciekawe zjawisko przemieszczania się. O wieś, z mieszczuchami żyjącymi po wiejsku, jakoś jestem spokojna. Ciekawe co przeniosą do miast, mieszkańcy wsi?.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz