Słońce, odczuwalne ciepło i dłuższy dzień, to oczywiste oznaki zbliżającej się wiosny. A tak naprawdę, rozkwitające w doniczkach krokusy, tulipany i przebiśniegi w ogródku, mówią nam, że wiosna już jest. A ja chcę, żeby była zima!!! Metrowe zaspy, duże mrozy, paraliż komunikacyjny i długi, długi wieczór. Najlepiej taki od wczesnego popołudnia, żebym mogła zaszyć się w domu i.... czekać na wiosnę. To czekanie wypełnić czytaniem, pisaniem, oglądaniem, byciem ze sobą tak bardzo blisko. Jeszcze nie "budzić się do życia", ale czekać sobie w mojej gawrze na przebudzenie. Chcę zatrzymać "zimowy sen", a wraz z nim ten stan spowolnienia, rozleniwienia, wyciszenia i oczekiwania. Rozkoszować się ciszą i smakować spokojne godziny wydłużonych wieczorów, podczas których tak wiele się wydarza, zanim nadejdzie sen. Lubię czekać na...... bo, kiedy kończy się lato, tak bardzo jest mi żal słońca z którym muszę się pożegnać na długie miesiące. Żal mi krótkich nocy, których szkoda na sen, kwitnącej przyrody i śpiewających ptaków. Ciepłych wieczorów i kawy pitej w ogrodzie. Żal mi intensywności z jaką wtedy żyję i mojej niespożytej energii do działania..... I jak tu żyć, jak żyć???
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz