wtorek, 28 lutego 2012

Co musiałoby się stać?

Deszcz i szarość za oknem nastroiły mnie nostalgicznie. Zatęskniłam za słodkim zapachem obcego lądu, słońcem od rana do wieczora i niebieskim, bezchmurnym niebem. Zatęskniłam za radością naszych "bankrutujących", południowych sąsiadów. Bawią się poprzebierani w kolorowe stroje. Śmieją i tańczą, jak rozbawione dzieci, nic sobie nie robiąc z kryzysów i  gróźb. Pewnie o ich kryzysie,  to my wiemy więcej niż oni.  Pomyślałam o nas. Najlepsi w unii, najwyższe wskaźniki, ale na twarzach nie widać radości. Powaga, smutek, niezadowolenie, zazdrość, szarość i przeszłość. Zamartwianie się, powściągliwe okazywanie radości, tyle nam wolno, tyle możemy. Jak grzeczne dzieci, słuchające rodziców wyznaczających zakazy i nakazy, nie wierzymy w siebie, wciąż czujemy się gorsi, niedoskonali. Wyobraziłam sobie kolorowy, poprzebierany tłum przemierzający ulice naszych miast. Hmm. Tak, nie pasujemy do takich zabaw. To nam nie przystoi. Nam nie. Ciekawe, co musiałoby się stać, aby nasz "karcący rodzic" pozwolił sobie na więcej "dziecka spontanicznego". Czy umielibyśmy tak jak inni?

Brak komentarzy: