Taniec - nazywam go często zbiorem dziwnych ruchów, wykonywanych najczęściej w grupie podrygujących ludzi. Muzyka, wyjście na parkiet i gibanie się w różne strony. Dla mnie jakoś mało pociągające... Jednak jest taniec, który porusza. Taniec, który wyraża emocje, pobudza zmysły. Taniec, który jest prawdą o nas, o naszym ciele, naszej ekspresji, naszym zawstydzeniu. Wyrażaniu siebie, tak jak czujemy, jak chcemy. Taniec, który wypływa z nas, jest naszym nazywaniem świata, opisywaniem go. Takiego tańca uczyła Pina Bausch. Oglądając tancerzy w jej Teatrze Tańca pomyślałam - o matko, ale brzydkie ciała, takie wyraziste, naturalne, nieproporcjonalne, stare. Potem przyszła refleksja. Jaki świat otacza nas na co dzień? Świat wystylizowany, wygładzony, koniecznie w zgodzie z obowiązującymi trendami. Ekran, okładka, koncert - wszystko wykreowane i przewidywalne. Dostępne tylko dla niewielu. Reszta nie akceptując siebie, tęskni za "doskonałym wzorem". Pina dawała tancerzom przestrzeń do eksperymentowania, poszukiwania, wydobywania z ukrycia, odsłaniania przed światem. Opowiadała historie bez słów. "Krytyczna, ale opiekuńcza, budująca, nigdy oceniająca" - taka była Pina. Ciekawe, jak wytańczyłabym wiatr, burzę, miłość, smutek, tęsknotę albo bezradność. Bardzo ciekawe ......... ???
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz