piątek, 17 lutego 2012

Tańczyć naprawdę...... i wytańczyć siebie!

Taniec - nazywam go często zbiorem dziwnych ruchów, wykonywanych  najczęściej w grupie podrygujących ludzi. Muzyka, wyjście na parkiet i gibanie się w różne strony.  Dla mnie jakoś mało pociągające... Jednak jest taniec, który porusza. Taniec, który wyraża emocje, pobudza zmysły. Taniec, który jest prawdą o nas, o naszym ciele, naszej ekspresji, naszym zawstydzeniu. Wyrażaniu siebie, tak jak czujemy, jak chcemy. Taniec, który  wypływa z nas,  jest  naszym nazywaniem świata, opisywaniem go. Takiego  tańca uczyła Pina Bausch. Oglądając tancerzy w jej Teatrze Tańca pomyślałam - o matko, ale brzydkie ciała, takie wyraziste, naturalne,  nieproporcjonalne, stare. Potem przyszła refleksja. Jaki świat otacza nas na co dzień? Świat wystylizowany, wygładzony, koniecznie w zgodzie z obowiązującymi trendami. Ekran, okładka, koncert - wszystko wykreowane i przewidywalne. Dostępne tylko dla niewielu. Reszta nie akceptując siebie, tęskni za "doskonałym wzorem". Pina dawała tancerzom przestrzeń do eksperymentowania, poszukiwania,  wydobywania z ukrycia, odsłaniania przed światem.  Opowiadała historie bez słów. "Krytyczna, ale opiekuńcza, budująca, nigdy oceniająca" - taka była Pina. Ciekawe, jak wytańczyłabym wiatr, burzę, miłość, smutek, tęsknotę albo bezradność.  Bardzo ciekawe .........  ???

Brak komentarzy: